https://www.traditionrolex.com/31
Co je(st) twoje to je(st) moje. Czyli jak podzielić majątek po rozwodzie lub ustaniu wspólności majątkowej małżeńskiej. - WITECKA, KRAWCZYK & WSPÓLNICY - Kancelaria Adwokacka : Adwokat radca prawny Tarnów

Co je(st) twoje to je(st) moje. Czyli jak podzielić majątek po rozwodzie lub ustaniu wspólności majątkowej małżeńskiej.

KATARZYNA WITECKA

Współzałożycielka Kancelarii,

Adwokat - nr wpisu: 2240.

Praktykę indywidualną rozpoczęła w 2008 roku, zaś w sferze zainteresowań i specjalizacji pozostawia prawo cywilne, gospodarcze, administracyjne i karne.

W spółce prowadzi bieżącą obsługę firm oraz procesy sądowe.

Tel: 14 6390840

Co je(st) twoje to je(st) moje. Czyli jak podzielić majątek po rozwodzie lub ustaniu wspólności majątkowej małżeńskiej.

Od wczoraj chodzę i myślę o czym Wam tu napisać. Życie i praca obfitują bowiem w liczne przypadki i casusy, które mogą Was zainteresować (albo mnie się tak wydaje, że mogą) i trudno wybrać ten, który będzie najwłaściwszy, by uczynić go przedmiotem niniejszego artykułu. Jako, że jednak biedzę się ostatnio nad sprawa o podział majątku wspólnego, wybór padł na ten właśnie temat. To się nazywa „iść za ciosem”, czyż nie?

Zdradzę Wam przy okazji tajemnice mojego warsztatu pisarskiego (jak dumnie to brzmi!). Zarówno w przypadku niniejszego bloga, jak i pism procesowych wymagających większego zaangażowania (zwłaszcza środków odwoławczych i pozwów), lubię gdy temat „dojrzewa” we mnie. Przy wykonywaniu codziennych czynności rozmyślam nad sposobem ujęcia tematu, formą, konkretnymi zdaniami i sformułowaniami. W pracy przetrząsam orzecznictwo i komentarze oraz internety w poszukiwaniu ciekawych „tipów” do mojej „story”. I właśnie dzisiaj, podczas porannych ablucji, gdy tak rozmyślałam nad niniejszym artykułem przypomniał mi się pewien ślub, który miał miejsce już lata temu. W trakcie mszy ślubnej, zaaferowany ksiądz z jednej z tarnowskich parafii, rozpoczynając kazanie zagrzmiał z ambony: „Małżeństwo to nie tylko żart i wygłupy, małżeństwo to kajdany!”, wprawiając tym samym w konsternację zarówno szanownych nupturientów jak i zgromadzone audytorium. 

Z perspektywy czasu spędzonego na wykonywaniu mojego zawodu stwierdzam, że poniekąd miał rację (szczególnie stwierdzam to podczas spraw rozwodowych). Ogół obowiązków małżeńskich wynikających z przepisów i norm etyczno – moralno – społecznych faktycznie może jawić się jako okowy ze stali. W tej opowieści skupimy się jednak na przyjemnym aspekcie małżeństwa a to majątku i sposobie jego podziału po ustaniu małżeństwa lub wspólności majątkowej.

W naszym systemie prawnym zasadą jest, że z chwilą zawarcia związku małżeńskiego miedzy małżonkami powstaje z mocy samego prawa ustrój wspólności majątkowej małżeńskiej. Jest to współwłasność łączna, co najprościej wyjaśnić w ten sposób, iż małżonków traktuje się jako jeden podmiot, któremu przysługuje łącznie własność poszczególnych składników wchodzących w skład majątku wspólnego. Skutkiem tego jest, że każda rzecz i prawo nabyte w trakcie trwania małżeństwa wchodzi do owej wspólności, a do czasu jej ustania żaden z małżonków nie może samodzielnie rozporządzić ani całością rzeczy wchodzącej w skład wspólności, ani swoim udziałem w tej rzeczy.

Jak w przypadku każdej reguły także i ta doznaje wyjątków. Wyjątek pierwszy zachodzi wówczas gdy małżonkowie na podstawie umowy zawartej przed lub w trakcie trwania małżeństwa (umowa majątkowa małżeńska, zwana też intercyzą), wprowadzą ustrój rozdzielności majątkowej, albo takąż rozdzielność między nimi wprowadzi z ważnych powodów sąd.   Wyjątek drugi, to taki, że jeśli dana rzecz lub prawo zostanie w trakcie trwania małżeństwa nabyta przez jednego z małżonków w drodze darowizny czy spadkobrania, lub na skutek tzw. surogacji, czyli nabyte za środki ze zbycia składników stanowiących majątek odrębny – wchodzi ona w skład majątku odrębnego nabywcy.

Może więc zdarzyć się tak, że w trakcie związania mężczyzny i kobiety (na razie tylko taka konfiguracja nazywana jest w naszym kraju nad Wisłą małżeństwem) owymi kajdanami małżeńskimi, istnieć będą obok siebie dwa albo nawet i trzy majątki: majątek wspólny małżonków oraz majątki odrębne jednego lub obojga z nich.

Taka konfiguracja skutkuje często sytuacją, gdy ze środków wspólnych (a do takich należą przede wszystkim dochody z tytułu pracy jak i majątków wspólnego i odrębnych) czynione są nakłady na majątki odrębne. Nakładem będzie na przykład remont domu, który stanowi majątek odrębny jednego z małżonków, remont pojazdu należącego wyłącznie do jednego z nich, uiszczanie podatków od nieruchomości będącej własnością jedynie żony i męża, a więc wszystkie wydatki ponoszone na utrzymanie lub podniesienie wartości składników majątku odrębnego. Skrajną sytuacją dotyczącą nakładów jest taka, kiedy jeden z małżonków posiada w swoim majątku odrębnym nieruchomość gruntową, na której oboje małżonkowie, już po ślubie i ze wspólnych środków (dochodu, kredytu) budują dom lub inną budowlę.

Już wielokrotni na łamach niniejszego forum wspominałam Wam o zasadzie superficies solo cedit, oznaczając ni mniej nie więcej to, że wszystko to co zostało trwale z gruntem związane (a więc budynki, drzewa, rośliny), stanowi własność tej osoby, która jest właścicielem gruntu. Dlatego też, jeśli wspomniani małżonkowie, w trakcie trwania ich związku wybudują na działce męża lub żony dom, to stanie się on częścią składową tej nieruchomości, a jego właścicielem będzie właściciel gruntu. Po rozwodzie, lub po zniesieniu wspólności majątkowej w inny sposób, małżonek, który nie jest właścicielem gruntu co do zasady może domagać się od drugiego małżonka, któremu nieruchomość i dom przysługuje, zwrotu połowy kwoty zainwestowanej ze środków wspólnych w budowę owego domu. Taki sposób rozliczania wynika z treści art. 45 krio. Wydawać się to może jednak z gruntu niesprawiedliwie, bo przecież inwestując w budowę domu małżonkowie chcieli zapewnić sobie i swojej rodzinie lokum na lata i nie przewidywali nawet w najśmielszych snach, że kajdany pękną, a małżeństwo się rozpadnie. A tutaj, małżonek bez ziemi (był taki król angielski: Jan bez Ziemi) liczyć może co najwyżej na środki finansowe, które nie tylko nie pozwolą na budowę nowego domu (z reguły), a których zdobycie często oznacza konieczność długotrwałej egzekucji.

Widząc ową niesprawiedliwość, w sukurs przyszedł Wymiar (Sprawiedliwości oczywiście). Początkowo nieśmiało, jak jaskółki na wiosnę, pojawiać się zaczęły głosy, że może w takich sytuacjach zastosować instytucję przewidziana w art. 231 kodeksu cywilnego, która przewiduje, że w sytuacji gdy posiadacz nieruchomości w dobrej wierze wzniósł na cudzym gruncie budynek lub budowlę, których wartość przewyższa wartość gruntu, może domagać się właściciela przeniesienia na jego rzecz własności owego gruntu za odpowiednią zapłatą.

Upraszczając kodeksowy bełkot: jeśli ktoś korzysta z cudzej nieruchomości, będąc święcie i usprawiedliwienie przekonanym, że ma do tego prawo i wybuduje na tej nieruchomości coś (dom, stodołę ), czego wartość jest wyższa niż wartość zajętej nieruchomości, może domagać się sprzedania mu zajętego kawałka gruntu.

W przypadku zastosowania tej instytucji do podziału majątku wspólnego Sądy rozumowały w ten sposób: skoro małżeństwo co do zasady ma być trwałe, to współmałżonka, który nie jest właścicielem nieruchomości, na jakiej wznoszony jest w trakcie trwania wspólności majątkowej dom, uznać należy za posiadacza w dobrej wierze. Mimo bowiem, że ma wiedzę, że działka należy do drugiej połowy, zasadnie przypuszcza, że z budowli korzystać będą wspólnie, cała rodziną, do końca jej lub jego lub obojga dni. Skoro tak, to po ustaniu wspólności majątkowej małżeńskiej należy go potraktować jako współposiadacza nieruchomości w dobrej wierze i przyznać mu co najmniej udział w nieruchomości stanowiącej własność drugiego małżonka, oczywiście przy rozliczeniu wartości samego gruntu.

Jeśli budowa finansowana była ze środków stanowiących przedmiot majątku wspólnego, to wówczas wydaje się, że zasadnym byłoby ustalenie, że każdemu z małżonków przypadnie udział w wysokości ½ w prawie własności zabudowanej nieruchomości (a tym samym i domu, będącego jej częścią składową). Sytuacja trochę się komplikuje, gdy mamy do czynienia nie tylko z finansowaniem budowy z majątku wspólnego, ale także z majątków odrębnych obojga małżonków. Tu rozwiązania nasuwają się różne. Po pierwsze, może pozostać przy parytecie ½ prawa własności dla każdego z małżonków, a nakłady poczynione z majątków odrębnych rozliczyć w pieniądzu, albo – uwzględniając dysproporcje nakładów z majątków odrębnych ustalić nierówne udziały w nieruchomości zabudowanej.

Powiem szczerze, że to rozwiązanie wydaje się być sprawiedliwie i uwzględniać nie tylko kwestie finansowe ale przede wszystkim moralne i etyczne, wynikające z zasad statuujących relacje małżeńskie. Oczywiście, dopuszczalność zastosowania art. 231 kc w sprawie o podział majątku wspólnego zależy od okoliczności danej sprawy i nie jest regułą, ale możliwością.

Moje zdanie zdaje się podzielać i Sąd Najwyższy, który w stosunków świeżym orzeczeniu z dnia 27 maja 2021 roku, sygn. akt I CSKP 120/21:

„W sprawie o podział majątku wspólnego dopuszczalne jest zastosowanie art. 231 § 1 k.c.”

Krótko ale treściwie. Co bardzo istotne w tym samy orzeczeniu Sąd wskazał, że regułę przewidzianą w art. 231 kc można stosować nie tylko w odniesieniu do budynków wolnostojących ale także do lokali mieszkalnych stanowiących przedmiot odrębnej własności, a to już kolejny, ważny krok naprzód w kierunku dostosowywania prawa do zmieniającej się rzeczywistości.

A zatem pamiętajcie drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, że jeśli w okowach małżeństwa wybudujecie wspólnie na działce męża lub żony dom swoich marzeń to po rozwodzie możecie żądać nie tylko spłaty w pieniądzu ale także przyznania Wam udziału w tej nieruchomości, który wielkością odpowiadać będzie waszym nakładom poniesionymi na budowę. A jeśli kajdany już spadły i borykacie się z podziałem majątku wspólnego to zapraszam serdecznie, podwoje naszej Kancelarii są dla Was otwarte.